Tajlandia – kraina uśmiechu

Plaża Raily

Jeśli do tej pory nie odwiedzałeś samodzielnie Azji to Tajlandia będzie się doskonale nadawała na rozpoczęcie przygody. Jest to kraj bardzo otwarty na turystów, z licznymi atrakcjami a Tajowie są sympatyczni. Będziesz miał do wyboru zabytki, świątynie, piękne plaże, parki narodowe, udane zakupy, słonie, przejażdżki łodzią, wspinaczkę i wiele, wiele innych.

Czemu Tajlandia?

Po pierwsze spokojnie i bezpiecznie. Nam poza naciągaczami nie przytrafiły się żadne przykre przygody, choć przechadzaliśmy się w ciemnych zaułkach Bangkoku o różnych porach. Względnie czysto jak na warunki azjatyckie. W Tajlandii obowiązują inne standardy niż w Europie, ale wszystkie hotele, hostele i bungalowy w których mieszkaliśmy były czyste i schludne. Angielski nie jest tak powszechny jak w Wietnamie, ale jest o wiele lepiej niż w Chinach czy Birmie. Tanio !!! Hotel dla dwóch osób to wydatek od 50 do 100zł za noc. Dobre jedzenie w barze to 8 do 10 zł za posiłek, a w restauracji trzeba przeznaczyć około 12 do 14zł na osobę.

Rozbudowana infrastruktura turystyczna. Liczne biura turystyczne czasami tylko w postaci stoiska na skrzyżowaniu ulic z ulotkami. Praktycznie w każdym hotelu można zamówić wycieczkę, transport i bilety. Tajowie są bezpośredni, uśmiechnięci, chętnie pomagają. Niedostatki komunikacji nadrabiają pogodą ducha. Jak przystało na kraj buddyjski pokojowo nastawieni do otoczenia. Osławiona seks turystyka była poza naszym zainteresowaniem, choć nie sposób było się z nią nie zetknąć – wrócę do niej przy opisie Bangkoku.

Co nam się nie podobało?

Naciągacze rożnej maści. Dla Tajów turysta to okazja do zarobienia dużo większych pieniędzy niż w innej branży. Począwszy od przyszywanych przewodników i kierowców do naganiaczy do lokali wszyscy chcieli zachęcić do swoich usług. Niestety często w sposób natrętny. Tego typu okazje kojarzyły się zwykle z nieciekawą ofertą i zawyżona ceną. Kierowca tuk tuka domagający się trzy razy większej zapłaty to standard. Podobnie z restauracjami – odwiedziliśmy jedną, w której ceny było około pięć razy wyższe niż podobnych w okolicy. Niestety trzeba uważać. Wszechobecne śmieci na ulicy i przykre zapachy. Upał plus strategia wystawiania odpadków na ulice ma swoje następstwa.

Informacje praktyczne

Wybór pory roku to dylemat. My byliśmy w sierpniu, czyli porze deszczowej i nie narzekaliśmy – no prawie 🙂. Lało, bo trudno mówić o deszczu przez kilka dni. W większości było pogodnie czy wręcz upalnie. Ponoć najlepsza pora do wyjazdu to okres od grudnia do lutego, kiedy nie pada i nie ma upału, ale w Tajlandii nie jeżdżą na nartach wiec zostajemy w Europie. Poza tym dżungla bez deszczu to nie dżungla. Rambo na pewno by się ze mną zgodził 🙂 Do Tajlandii nie potrzebna jest wiza. Kupujesz bilet i lecisz 🙂 Zaopatrz się w gotówkę. Bez problemu znajdziesz bankomaty, ale karty poza tym mało kto akceptuje. Małe hotele, restauracje, sklepiki i bary – tylko gotówka. Przy próbie zapłacenia kartą w większym hotelu recepcjonistka doliczyła nam prowizje.

Bankomaty w Tajlandii

W bankomatach pobierana jest prowizja, co po dodaniu kosztów przewalutowania czyni operacje mało atrakcyjną. Jeśli już wypłacasz pieniądze z bankomatu to lepiej jedną większą kwotę bo prowizja jest jednakowa. W kantorach najchętniej widziane są dolary w wysokich nominałach. Najkorzystniejszy przelicznik dostaliśmy w Bangkoku na Khao San rd. i Yaowarat rd. w chińskiej dzielnicy.

Tajlandia różni się od Europy!

Pamiętaj że Tajowie darzą wielkim szacunkiem króla i całą rodzinę królewską. Na pewno nie będzie to dobry temat do żartów.
Ściągnie butów jest oznaką szacunku i dobrego wychowania. Na prowincji buty zdejmuje się nie tylko w świątyni, kaplicy czy domu ale nawet przed wejściem do recepcji hotelu i sklepu. Jeśli zawitasz tam w porze deszczowej domyślisz się sam czemu.
Głaskanie po głowie to oznaka pogardy – uważaj żeby nie wyrażać w ten sposób sympatii do dziecka.
Stopy są uważane za nieczyste. Nie kieruj ich w niczyją stronę a szczególnie w stronę Buddy gdy siadasz w świątyni.
Nie dotykaj mnichów, ale możesz ich poprosić o zdjęcie.
Jeśli już chcesz wrócić z Tajlandii z tatuażem to niech to nie będzie Budda. To więcej niż bezguście! Salony tatuażu są bardzo popularne. Więcej jest tylko salonów masażu 🙂
Komary oczywiście są, ale długie opisy jak się przed nimi trzeba zabezpieczać są moim zdaniem na wyrost. W czasie dwóch dni w Parku Narodowym Koha Sok nie spotkaliśmy ich więcej niż przy ognisku w Polsce.

Uśmiechaj się !

Tajowie rzadko okazują gniew czy zniecierpliwienie, najczęściej się uśmiechają nawet w trudnej sytuacji.

Narkotyki. Przestrzegam przed próbą kupowania, a tym bardziej handlu nimi. Już za samo posiadanie można dostać wieloletni wyrok, a za handel nawet dożywocie lub karę śmierci. Według tajskiego prawodawstwa diler jest równie groźny jak morderca nawet jeśli dotyczy to substancji takich jak Ecstasy. W internecie nie brakuje opisów, jak osoby sprzedające narkotyki, okazywały się agentami policji.

Internet jest łatwo dostępny w większości obiektów typu hotele, lepsze restauracje. My zaopatrzyliśmy się w kartę na lotnisku dla wygody. Można tego wydatku uniknąć.
Tajowie maja inny alfabet. Taksówkarz może nie przeczytać adresu zapisanego łacińskimi literami. Jeśli podróżujesz we dwójkę lub w większej grupie z bagażami i zamówisz „zwykłą” taksówkę może cie spotkać rozczarowanie. Kierowca odmówi zabrania was i będzie to rutynowe zachowanie. Taksówki zwykle mają instalacje LPG i zbiornik w bagażniku. Trzeba zamawiać „większą” taksówkę.
W Bangkoku działa Grab – odpowiednik Ubera obsługiwany przez Google Maps. Można zaoszczędzić na transporcie.
Na koniec jeszcze raz – ściągaj buty.

Nasza wycieczka

Bangkok, pływający targ, targowisko na torach, Ayutthaya, most na rzece Kwai, Erevan Park, Park Narodowy Khoa Sok, Krabi, Bangkok

Najprawdopodobniej wylądujesz na Suvanabhumi Air port – BKK. Na lotnisku są kantory i punkty sprzedaży kart SIM. BKK leży kilkadziesiąt minut jazdy samochodem od centrum. My wzięliśmy dużą taksówkę i za 4 osoby zapłaciliśmy 700 BHT (80zł). Była to średnia cena. Na postoju przed lotniskiem jest automat wydający numerek do taksówki i wskazujący konkretne stanowisko. Trochę to śmieszne i na początku trudno się połapać ale porządkuje ruch turystów. O włączenie licznika trzeba się najczęściej upominać. My każdorazowo uzgadnialiśmy cenę i na licznik nie zwracali uwagi.
Do lotniska dochodzi metro, ale do centrum trzeba się przesiadać i kupować 2 razy bilety – wychodzi dużo taniej. Nie korzystaliśmy. Wiem, że dochodzi też autobus, ale czasy przejazdu jakie podawał Google były wręcz odstraszające.

Park Bangkok

Bangkok

To olbrzymie, przytłaczające miasto z intensywnym ruchem w stylu azjatyckim. Tłok, ścisk, przepychające się skutery i tuk-tuki. Sygnalizacja świetlna bardzo często tylko dla samochodów. Pieszy ma się sam domyśleć kiedy może przejść przez jezdnie. Jeśli będziesz tym oszołomiony, czy wręcz przerażony pomyśl, że w Chinach jest dużo gorzej 🙂

Jedzenie

To też miasto tysięcy restauracji. Kuchnia tajska jest na prawdę świetna. Najpopularniejsze danie Pad Thaj to makaron ryżowy z dodatkami, zwykle kurczakiem lub krewetkami. Jest podawane w dziesiątkach odmian. Za każdym razem dostawaliśmy inną wersje tej potrawy. W restauracjach jest najczęściej menu z obrazkami i napisami angielskimi bardzo ułatwiającymi komunikacje z kelnerem 😉 Mnóstwo owoców: morza, krewetek, ośmiornic, małży, homarów.
Prawdziwym wyzwaniem dla turysty z Polski są przyprawy. Pikantne curry wielokrotnie gościło na naszym stole z różnym skutkiem. Czasami jedna zupa zmieniała kilka razy właściciela, bo jedna osoba nie była w stanie się z nią uporać. Jeśli nie jesteś zaprawiony w spożywaniu ostrych potraw bardzo przydatnym zwrotem przy zamawianiu będzie „no spicy” Zwykle działa 🙂


Uliczne bary z przekąskami oferują od szaszłyków, przez pieczone na ulicy słodycze po larwy. No i owoce, czyli coś co nas najbardziej kręciło. Pyszne mango, liczi, jagodziany, mangostany, smocze owoce i wiele innych, które jadłem pierwszy raz i nie znam ich nazwy. Po prostu bomba! Durian oczywiście też był, ale jednorazowa degustacja utwierdziła nas w przekonaniu, że inne owoce są lepsze. Dla nie wtajemniczonych durian to owoc w grubej skórze, którego żółty miąższ ma bardzo specyficzny smak i przykry zapach. W Azji uchodzi za przysmak i można go często kupić na straganie. Nie mniej jednak, nie brakuje znaków ostrzegających przed wnoszeniem duriana do budynków czy na lotnisko. Osoba która go niedawno jadła też może brzydko pachnieć.

Pałac Królewski Bangkok

Bangkok. Co zobaczyć?

Najbardziej obleganym miejscem jest Pałac Królewski. Jest piękny i warto poświecić mu kilka godzin. Najlepiej wybrać się do niego tuż po otwarciu – później kolejki są coraz większe. Wstęp kosztuje 500 BHT (ok 60zł) Bardzo ważny jest odpowiedni strój. Długie spodnie, spódnice, przynajmniej krótki rękawek. Szorty i ramiączka na pewno nie będą akceptowane . Tuż obok wejścia jest sklep z odzieżą, ale wątpię, żeby ktoś był zadowolony z takich zakupów. Oprócz zwiedzania samego pałacu i świątyni z diamentowym Buddą pojechaliśmy na przedstawienie do Teatru Królewskiego. Przedstawienie jest w cenie biletu. Z przed pałacu odchodzi odkryty autobus. Piękne tradycyjne stroje i dość egzotyczny taniec jak na nasze gusta.
W Bangkoku jest mnóstwo świątyń, do najbardziej reprezentacyjnych trzeba kupić bilet 200- 300 BHT.

Świątynia Świtu

Nam do gustu przypadła Świątynia Świtu Wat Arun niedaleko pałacu królewskiego po drugiej stronie Menam. Rzekę najlepiej przepłynąć promem – cena 4 BHT.
Świątynia wyróżnia się pięknymi i bardzo kunsztownymi zdobieniami elewacji z ceramiki. Najwięcej turystów można spotkać na Khao San rd. i w chińskiej dzielnicy na Yaowarat rd. Częstym widokiem jest tam kolejka stojąca po rożne smakołyki na ulicy.
Osobom szukającym lokalu gastronomicznego polecam zasadę: Rozglądać się gdzie jedzą tubylcy i odejść od najbardziej obleganych zabytków. Przyjezdni trafiają w pobliże atrakcji turystycznych a to nie jest dobry wyznacznik jakości.

Mniej znane atrakcje

Kolejnym miejscem na zakupy jest Pat pong. Po 18 rozkłada się tam uliczny bazar z podróbkami markowych produktów. Gradka dla tych co chcą „firmówką” poprawić swoje samopoczucie. Adidas Nike, Ray-Ban, Prada, Rolex i setki innych marek w przystępnych cenach 🙂) . Niezlezienie od snobizmu można znaleźć coś ładnego z odzieży, galanterii skórzanej, dodatków, zegarków i rękodzieła.


Pat pong słynie też z klubów Go Go. Do wyboru można podziwiać i dziewczyny i chłopców. Drzwi do klubów są otwarte na oścież. Po ulicy przechadzają się dziewczyny reprezentujące najstarszy zawód świata. Prostytutki można spotkać też w wielu innych miejscach miasta. Chodź na temat seksturystyki nie brakuje elektryzujących wiadomości to moje wrażenia były raczej przygnębiające niż ekscytujące. Duża ilość dziewczyn często tylko w bieliźnie i relatywnie małe zainteresowanie otoczenia.

Farma węży, Snake Farm (Queen Saovabha Memorial Institute) Na pewno coś ciekawego dla miłośników gadów. Rodzaj zoo miedzy budynkami oznaczonymi czerwonym krzyżem. Stanowiska węży zarówno pod gołym niebem jak i w budynku. Ciekawe informacje jak może działać jad węży i jak się zachować po ukąszeniu. Na pokaz nie trafiliśmy – odbywa się tylko 2 razy w ciągu dnia. Dla szukających atrakcji przypominam, że węże są najczęściej mało aktywne i raczej chowają się w szczelinach niż wystawiają na pokaz odwiedzających. Nie mniej według mnie warto było odwiedzić to miejsce.

Park Lumpini z waranami. Jedna z ciekawostek Bangkoku – piękny park w samym centrum, otoczony nowoczesnymi budynkami po którym swobodnie chodzą warany. Nie mieliśmy problemu żeby znaleźć robiące wrażenie duże okazy. Wstęp do parku jest bezpłatny.

Masaż to chyba obowiązkowy punkt programu. Salonów masażu jest mnóstwo. Najwięcej chyba w chińskiej dzielnicy. Za cenę 250 BHT (ok 30 zł.) mieliśmy tajski masaż całego ciała przez godzinę. Miłe uczucie, bo kto nie lubi jak go głaszczą nawet jeśli czasem za mocno.

Khao San Road

Zakupy

Zakupy to temat rzeka. Tajlandia jest tania i większość pamiątek też jest nie droga. Można wybierać w odzieży, torbach, plecakach, rękodziele z drewna. Charakterystyczną cechą jest wszechobecność straganów i targów. Ulice zmieniają się z godziny na godzinę. Na niektórych targ odbywa się rano na innych tylko wieczorem i w nocy. Miłośnicy wyrobów znanych marek też znajda coś dla siebie. Kilka ulic od salonu firmowego są stragany z produktami tej samej marki nie wyglądające jednak na markowe. Chętni na „podróbki” butów, zegarków, torebek, piór, plecaków, pasków i koszulek najszybciej zrobią zakupu w opisywanym wcześniej Pat pong.

Trzeba pamiętać, że cena podawane przez sprzedawce jest ceną wywoławczą zawyżoną nawet kilka razy od ceny za jaka można dany towar kupić. Jak poznać cenę właściwą? Można grzecznie podziękować i zacząć odchodzić. Sprzedawca najprawdopodobniej od razu zaproponuje dużo niższą cenę. Nie warto tej procedury zaczynać jeśli nie jesteśmy zainteresowani zakupem. Jeśli chcemy się wybrać na pamiątkowe zakupy, lepszym wyborem będzie Khao San Rd, która jest jedną z najbardziej popularnych turystów ulic Bangkoku wśród.
O zakupy spożywcze najłatwiej w licznych sklepach sieci „7 eleven”.

Ayuttha z autorem

Ayutthya

Żelazny punkt programu to Ayutthya – dawna stolica Tajlandii. Można do niej dotrzeć autobusem. My wybraliśmy wycieczkę łączącą pływający targ, targowisko na torach i właśnie Ayutthya gdyż wszystkie trzy punkty leżą w pobliżu siebie, około 100 km od Bangkoku (1200BHT od osoby140zł).
Ayutthya to przede wszystkim skupisko starych świątyń i stup. Teren jest ładnie utrzymany ale zabudowania są zwykle bardzo zniszczone. Widok raczej nostalgiczny niż zapierający dech w piersiach. Uwiezioną w pniu głowę Buddy można znaleźć w większości folderów więc jest i u nas 🙂

Ayutthya głowa w pniu

W okolicy stragany, możliwość przejażdżki na słoniach. Ciekawostka – wyjątkowo nie ma nic do jedzenia w okolicy. Trzeba od zabudowań świątynnych odjechać kilka kilometrów.

Most na rzecze Kwai

Połączyliśmy odwiedzenie mostu na rzecze Kwai – legendarnego bohatera filmu z 1957r. w miejscowości Kanchanburi i Parku Erewan. Kanchanburi leży 150 km od Bangkoku. Dostaliśmy się tam taksówką za 2500 BHT (cena za całą podróż) Most i okolica urokliwa. W pobliżu muzeum II Wojny Światowej. Trochę dziwne, trochę przygnębiające. Pozostałości po Japończykach i ludzkie szczątki.

Park Erevan ślizgawka

Park Erewan

Za to Park Erewan, 30 km dalej, to na prawdę coś pięknego. Największą atrakcją są wodospady do których prowadzi kręta ścieżka. Możliwość kąpieli i zjeżdżania po naturalnych ślizgawkach daje niezapomniane wrażenia. Drobna uwaga dla zmarzluchów – woda mimo upału była chłodna. Dodatkowo naturalny pedicure w wykonaniu drobnych rybek gratis 🙂

Pedicure w wykonaniu rybek

Pływający targ

Floating market, czyli Damnoen Saduak. Komercyjna atrakcja turystyczna. Wsiada się do wąskiej łódki, która pływa wąskimi kanałami, przy których znajdują się sklepiki. Łódkę do której dowiózł nas kierowca mieliśmy za darmo, ładne widoki domostw nad kanałem również. Na straganach te same pamiątki co gdzie indziej, ale ceny o wiele wyższe. Nie kupiliśmy nic. Przyjazd specjalnie w to miejsce nie uważam za godny polecenia.

Targ na torach Maeklong

Targ na torach

Maeklong Railway Market (Talad Rom Hub) Filmików w necie jest mnóstwo. Targowisko. Nadjeżdża pociąg. Targowisko rozstępuje się jak morze przed Mojżeszem. Pociąg przejeżdża i po chwili nie ma śladu po torach. I tak na prawdę jest! Niesamowity widok. Do tego tłum turystów ,który do ostatniej chwili czeka na pociąg, a później usiłuje się wcisnąć miedzy stragany. Na prawdę robi wrażenie. Dodatkową atrakcją są owoce których tu kupiliśmy dużo bo targ jest prawdziwym targiem, a nie przedstawieniem dla turystów.

Park Narodowy Khao Sok

Park Narodowy Khao Sok

Wszyscy mieliśmy ochotę pooglądać tajską przyrodę z bliska. Wybór padł na Park Narodowy Khao Sok. Dotarliśmy tam z Bangkoku nocnym autobusem sypialnym. W klasie VIP autobus jest na prawdę wygodny pod warunkiem… że masz poniżej 180cm wzrostu. Rozkładane siedzenia są szerokie, ale podpórka pod nogi już trochę za krótka. Jednak podróż spędziliśmy wygodnie nie licząc przesiadki i czekania na drugi autobus o 4.00.

Przy wejściu do Khao Sok mnóstwo pensjonatów, domków na palach, resortów. Standard domków zadowalający. Niespodzianka polegała na stosunkowo wysokiej cenie w porównaniu do hoteli w mieście. Pracownicy odbierają swoich gości z przystanku, który jest krzyżówką dwóch dróg z daleka od cywilizacji. Po nasz samochód zadzwonili kierowcy czekający na innych gości. Przyjechał za 10 min.
Nasza najważniejsza atrakcja w parku to dwudniowa wycieczka. Z ujętego w programie zwiedzania jaskiń nic nie wyszło „too much water.. ” musiało nam wystarczyć za wyjaśnienie. Nasze niezadowolenie Przewodnik wynagrodził nam w postaci wspinaczki po wodospadzie.

Wodospad Khao Sok

Twarda woda spowodowała, że skały były szorstkie i idealne do wchodzenia. Rada przewodnika „cokolwiek nie ubierzecie wrócicie kompletnie przemoczeni” okazała się cenna. Zabawa świetna, woda ciepła, ubaw po pachy w dosłownym tego słowa znaczeniu bo czasami było głęboko. Mieszkaliśmy w domkach pływających na wodzie. Domki spartańsko proste, wyposażone w łazienkę. Największe wrażenie robiła woda wokół domków i przyroda. Wycieczka w celu odnalezienia małp nie do końca udana – widzieliśmy tylko kiwające się gałęzie. Dżungli jednak nie można było odmówić uroku.

Słonie to symbol Tajlandii.

Turystów chętnych na oglądanie, przejażdżkę czy kąpiel nie brakuje. Dlatego słonie można spotkać w wielu miejscach.
Mała zagadka. Co robi 8 mokrych białych, nader skąpo ubranych, na pace pikapa stłoczonych jak sardynki w puszce? Wraca z kąpieli słoni! I choć to zalatuje turystyczną tandetą, kąpiel i mycie słoni było na prawdę sympatyczne. Mój słoń miał głęboko w nosie co właściwie się dookoła dzieje. Zawinął trąbę na ciosie, żeby mu wystawała nad wodę i pop prostu leżał w najlepsze. Nie zmienia to faktu, że taki ogrom szorstkiego zwierza robi wrażenie. A krótka przejażdżka na grzbiecie w rzece była o niebo ciekawsza niż siedzenie na słoniu w specjalnym koszu.


Kolejną atrakcją były kajaki. W dość relaksacyjnym tempie wiosłowania mogliśmy przyjrzeć się z bliska nie często spotykanym lasom namorzynowym. Porastają zwykle przybrzeżne płycizny morskie zacierając linie brzegu, a górujące nad wodą gęste korzenie tworzą niepowtarzalne widoki. Fascynująca jest możliwość przepłynięcia kajakiem przez jaskinie i podziwiania szaty naciekowej w postaci uformowanych stalagmitów i stalaktytów. W ramach wycieczki kajakiem zwiedziliśmy Phi Hua To Cave. Jaskinia ładna, lunch smaczny, a w południe byliśmy z powrotem w pokoju. Jeżeli nie przepadacie za wysiłkiem fizycznym, mogę was uspokoić ,, zadyszka was nie złapie” 😉
Informacja praktyczna. Wycieczki najlepiej rezerwować w hotelu lub resorcie gdzie się śpi – praktycznie z dnia na dzień. Warto upomnieć się o zniżkę szczególnie jeśli udział bierze kilka osób. Nasze ceny ustalaliśmy na poziomie 70% tych, które widniały w katalogu.

Krabi

Dalej wyruszyliśmy mini busem do nadmorskiego miasta Krabi. Alternatywą było inne portowe miasto Phuket, ale z zebranych informacji wynikało, że jest tam zdecydowanie więcej turystów. Samo miasto umiarkowanie atrakcyjne. Za to dobra baza wypadowa.

Małpy w Świątyni Tygrysa

Świątynia Tygrysa

W pobliżu Świątynia i Jaskinia Tygrysa Tiger Cave Temple (Wat Tham Suea ) – dotarliśmy tam taksówką z centrum za 400 BHT. W zwiedzanie trzeba wkalkulować wspinaczkę po 1200 schodach niekiedy bardzo stromych oraz spotkanie małp. Napisy nie karmić małp były trochę niedostosowane do rzeczywistości. Kiedy zwierzaki zobaczyły owoce liczi w reklamówce rzuciły się na nie. Po owocach została tylko podarta reklamówka i zadrapania na nogach mojej żony. Dalej już bez prowiantu wchodzenie poszło spokojnie. Widoki z góry, dzięki zachodowi słońca były piękne. Jaskinia tygrysa znajdująca się u podnóża góry nie robiła już takiego wrażenia. Oba obiekty można było zwiedzić za darmo.


Nie mam zwyczaju polecać restauracji i hoteli, ale zrobię wyjątek dla Shabu Kong w centrum Krabi. Naszą uwagę zwróciła kolejka przed lokalem – rzadkość w Tajlandii. Zaryzykowaliśmy i było warto. Lokal typu płać i jedz ile chcesz, ale w formie bufetu hot pot. Należy wybrać wywar a następnie dodatki, które są nie limitowane. Począwszy od warzyw, przez mięso, makaron, owoce morza, grzyby i wiele innych. Jeśli posiłek ma być udany, trzeba zarezerwować sporo czasu na ugotowanie go samodzielnie. Personel pomaga przy ustawieniu kuchenki, dolewa wywaru i zimnej zielonej herbaty. Koszt to ok 300 BHT (36zł) od osoby. Lody na deser gratis.

Z rozrzewnieniem wspominaliśmy nasze pierwsze spotkanie z hot pot’em w Chinach. Kelner usilnie dopytywał nas jaką chcemy zupę, a my usilnie przekonywaliśmy go, że zupy nie chcemy. Stanęło na naszym! Dostaliśmy naczynie z gotująca się czystą wodą i dodatki, które w niej ugotowaliśmy. Efekt średni, cena wysoka, dość długo omijaliśmy tego typu restauracje. Zdecydowanie bardziej udana wersja jest z „zupą”, czyli wywarem, w którym się wszystko gotuje 🙂

Plaża Railay

Plaża Raily

Z Krabi dotrzeć tam trzeba łodzią z portu, który znajduje się przy promenadzie . Drugą opcją jest wypłynięcie z Ao Nang – nadmorskiego pobliskiego kurortu. Railay Beach jest niestety okrojona przez ośrodki, które się wręcz na nią wciskają, ale i tak jest co podziwiać. Plaża zauroczyła nas pięknymi formacjami skalnymi. Dla nas jeszcze większą atrakcja była możliwość wspinaczki. Piękne skały wapienne tuż nad sama wodą, bardzo sympatyczni instruktorzy którzy nas asekurowali, kilka różnych tras do wyboru. Za sprzęt i asystę płaciliśmy 1200 BHT (ok. 150zł) i tu już nie było możliwości targowania się.

Railay Beach kaplica penisów

Jako ciekawostka mała świątynia w skale z niezliczoną ilością penisów.
Polecam również odwiedzenie punktów widokowych. Mogę tylko uprzedzić, że podejście jest strome a lina, która się tam znajduje okazuje się momentami niezbędna. Po trudnej przeprawie możemy się cieszyć widokiem na większą część półwyspu Railay.
Jesteśmy ekipą mało plażową, wiec Ko Phi Phi i inne wysepki słynące z uroków żółtego piasku nie były nam po drodze. Chętni bez problemu znajdą wycieczkę typu „cztery wyspy” z możliwością opłynięcia najbardziej popularnych plaż.
Liczyliśmy na nurkowanie albo przynajmniej snurkowanie. Niestety, woda była mało przejrzysta, a centra nurkowe na jakie trafiliśmy były zamknięte. Z informacji z biur podróży wynikało, że jesteśmy poza sezonem.
Pozostało więc wrócić do Bangkoku zwiedzić pozostałe atrakcje, zrobić zakupy i wyruszyć w drogę powrotną do domu.

Tajlandia jest jednym z bardziej przyjaznych krajów azjatyckich jakie zwiedziliśmy. Z jednej strony przytłaczające, gwarne miasta, z drugiej piękna przyroda, dżungla, plaże i góry. Urok tego kraju to dla mnie przede wszystkim różnorodność. Jeśli znudzą ci się zabytki i świątynie możesz wsiąść w autobus, wylądować w parku lub na plaży i rozkoszować się widokami. Dodatkowym atutem jest niski koszt pobytu.

Chcesz zobaczyć więcej zdjęć? Zapraszamy do galerii.




Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *