Jak zdobyć Kazbek?
Kazbek 5054m n.p.m. to góra, którą upodobali sobie Polacy nie bez przyczyny. Tam po prostu jest pięknie! Wejście nie jest szczególnie trudne, ale wymaga dobrego przygotowania kondycyjnego i dużej determinacji, żeby pokonać objawy choroby wysokościowej. Gruzja jest krajem, w którym czuliśmy się naprawdę dobrze za sprawą gruzińskiej gościnności, sympatycznych przewodników i ładnej pogody. Niestety przez drożejące bilety lotnicze i słabnącą wartość złotego wyprawa w góry Kaukazu staje się coraz większym wydatkiem.
Co nam się nie udało:
Zakup biletu na samolot – kupiłem bilety LOT do Tbilisi w przekonaniu, że w cenie mamy bagaż podręczny i 23 kg do nadania. Niestety na lotnisku okazało się, że mamy tylko osobisty i podręczny bez 23 kg rejestrowego. Nie podejrzewałem LOT-u o zagrania z tanich linii lotniczych, ale z drugiej strony moja wpadka była ewidentna. Na Okęciu bez problemu dopłaciłem 125 zł od osoby, w Tbilisi było gorzej – dłuższa procedura, wymiana dolarów na lari, bo przyjmowali tylko gotówkę i dużo drożej – 170 lari
Opłata za telefon – założyłem, że nie będę korzystał z telefonu poza hotelowym WiFi, ale 2 razy wyłączyłem tryb samolotowy na kilkadziesiąt sekund, żeby wysłać SMS. Za przesył danych (nie używałem żadnej aplikacji poza tymi, które automatycznie się włączyły) mój rachunek wzrósł o 200 zł.
Co nam się udało:
Przede wszystkim zdobyliśmy szczyt 🙂
Byliśmy dobrze przygotowani na kaprysy pogody – cieplejsze kurtki, zewnętrzne wind-stopery, gogle, ciepła bielizna, dwie pary rękawiczek
plan wycieczki zapewnił dobrą aklimatyzację – 2 noce przed wejściem na wysokości 3600m, dwa wyjścia na 4000m.
Zwiedziliśmy Tbilisi.
Od samego początku zdecydowaliśmy, że jedziemy z polskim biurem, które zorganizuje nam wyjazd i zapewni przewodników. Na Kazbek można wejść samodzielnie bez jakiegokolwiek zezwolenia, ale szczyt jest na tyle trudny technicznie, że mogą sobie na to pozwolić osoby z dużym doświadczeniem i znające trasę. Kolejnym założeniem było to, że chcemy spać w schroniskach i korzystać z przygotowanych posiłków. Zarówno schroniska jak i posiłki znacznie podnoszą koszt wyprawy. Alternatywa, czyli spanie w namiocie i szykowanie samodzielnie posiłków jest na dużej wysokości bardzo męcząca nawet przy założeniu, że pogoda sprzyja. Osobom, które nie mają doświadczeń w wyprawach wysokogórskich a chcącym zmniejszyć koszty sugerował bym pozostanie na własnym wikcie ale w schronisku.
Nasza wyprawa:
Wylądowaliśmy w nocy w Tbilisi skąd bus zabrał nas do Stepantsminda (dawniej Kazbegi) – małego miasteczka stanowiącego bazę wypadową na szczyt. Droga jest nazywana Gruzińską Drogą Wojenną i jest najkrótszym połączeniem Tbilisi z Władykaukazem w Rosji. Główną atrakcją obok widoków są ciągnące się setkami metrów tunele wybudowane na potrzeby militarne. Dzisiejsze realia to jednak dziesiątki kilometrów TIR-ów stojących na poboczu i czekających na odprawę. Droga Wojenna potrafi być makabrycznie zakorkowana nie tylko przez TIR-y, ale też przez osobówki Gruzinów i Rosjan spędzających wczasy w górach. Po drodze miniecie małą miejscowość Gudari z ośrodkiem narciarskim, która w lecie nie jest szczególnie atrakcyjna.
Sama Stepantsminda (Kazbegi) to mało ciekawe miasteczko. Najbardziej utkwiły nam w pamięci biegające po ulicach świnie 🙁 Znajdziecie tu kilka sklepów, restauracji, hoteli i dwa kantory oferujące dużo gorszy przelicznik dla turystów niż na lotnisku. Główną atrakcją jest bliskość szczytu i piękne widoki na XIV wieczną cerkiew Cminda Sameba.
Dla tych co przyjechali tu na treking ważna informacja. W samym centrum znajduje się agencja turystyczna Mountain Freaks, która nie tylko organizuje wyprawy w Gruzji, ale też wypożycza sprzęt turystom. Biuro ma polskie korzenie a w czasie naszej wizyty mieliśmy okazję porozmawiać z bardzo sympatyczną polską współwłaścicielką. Jeśli planujecie gotowanie we własnym zakresie, będziecie musieli kupić butle gazowe dostępne także tutaj. Wiecej o Mountain Freaks Mountain Travel & Adventure Agency na ich stronie.
W górę!
Wyruszyliśmy w ośmioosobowej grupie z dwoma gruzińskimi przewodnikami. Pierwszy dzień to spokojne przejście z motelu w Stepantsminda (Kazbegi) do schroniska Alti Hut 3014m n.p.m. Na wysokość cerkwi Cminda Sameba podwiozły nas terenowe busy. Z powodu uszkodzenia drogi tylko takie samochody są w stanie wjechać na parking 2200m n.p.m.pod cerkwią. Tutaj czekały na nas konie, które zabrały większość bagażu. Przed nami rozciągały się przepiękne rozkwiecone łąki. Do pokonania mieliśmy zaledwie 5 km i około 800m przewyższenia. Z lekkim bagażem był to raczej spacer niż górski treking. Schronisko Alti Hut to europejski standard, ale bez prysznica. Pokoje są ładne, czyste a goście dostają pościel. W schronisku obowiązuje noszenie klapek stojących w przedsionku.
Drugi dzień to przejście z Alti Hut do Bethlemi Hut 3600m n.p.m. Tu już zaczęły się góry. Zmienił się krajobraz, znikła roślinność, a część drogi pokonaliśmy po miękkim i szarym śniegu. Na tym odcinku z lodowca spływają duże ilości wody. Trzeba kilkukrotnie przechodzić przez małe rzeczki żłobiące lód i skały. Dużą atrakcją był wodospad, nad który wybraliśmy się sami po południu dla lepszej aklimatyzacji. Ostatni odcinek drogi idzie się już po lodowcu Gergeti. Pierwsze spotkanie z lodowcem nie jest szczególnie urokliwe. Śnieg jest miękki i pokryty pyłem kruszących się skał.
Byliśmy pod wrażeniem wspinacza, który pokonywał te trudności bez obu nóg podpierając się rękoma. Kombinezon miał podgumowany i dostosowany do opierania się biodrami o podłoże. Dla niego pokonanie metrowej szerokości strumyka było niesamowitym wyzwaniem.
Okropna stacja Meteo 🙁
Bethlemi Hut częściej nazywane stacją Meteo to inny świat. Stalinowski budynek byłej stacji meteorologicznej nie jest ogrzewany, nie ma w nim wody, a pokoje są paskudne. Odpadający tynk, wieloosobowe prycze i ciemne korytarze. Ukoronowaniem wszystkiego jest toaleta kilkadziesiąt metrów od budynku – paskudny blaszak z dziurą w ziemi. Fetor możecie sobie tylko wyobrazić. Spaliśmy w dwanaście osób w szesnastoosobowym pokoju. Do dyspozycji mieliśmy cztery dwupiętrowe legowiska, bo trudno je nazwać łóżkami. Kiedy wszyscy rozłożyli swoje rzeczy nie było sie jak ruszyć. Pocieszające były tylko dwie rzeczy. Komfort był większy niż w małym namiocie i w pokoju nie wiał wiatr, co przed wymianą okien było tu standardem.
Tuż przy Bethlemi Hut swoją bazę mają ratownicy z organizacji Bezpieczny Kazbek. To kilkuosobowa grupa woluntariuszy przyjeżdżających tu na parę tygodni z Polski, żeby w razie potrzeby nieść pomoc potrzebującym turystom. Chłopaki robią nie tylko kawał dobrej roboty, ale są przy tym niezwykle sympatyczni. Dzielą się swoją wiedzą, informacjami o pogodzie – przy ich namiotach stoi tablica pogodynka i wspierają miłośników gór nie tylko z Polski. Pamiętajcie, żeby podzielić się z nimi niewykorzystanym jedzeniem i niepotrzebnym sprzętem. Z przelewu na konto też się ucieszą. Więcej informacji tutaj.
Aklimatyzacja
Tego samego dnia wyszliśmy na dwu godzinny spacer do kapliczki Bethlemi znajdującej się 400m wyżej. Droga była prosta i często uczęszczana, więc mimo braku oznakowań nie było problemu z jej odnalezieniem. Kapliczka była zamknięta, ale jej nietypowa architektura i ładne widoki przy pięknej pogodzie były wystarczającą atrakcją.
Cały trzeci dzień był poświęcony na aklimatyzacje. Do południa przejście wzdłuż głównego szlaku do wysokości 4000m aż pod strome, obsypujące się, skały. Z relacji przewodnika dalsza droga była niebezpieczna. O czym dokładnie mówił, dowiedziałem się dopiero w czasie powrotu ze szczytu.
Popołudnie było poświęcone nauce chodzenia w rakach i posługiwania się czekanem. Nasz trening był niezbędny aby sprawdzić sprzęt i obyć się z rakami. Jeden z członków ekipy przyznał się, że najwyższa góra na jaką wszedł to Śnieżka :), a raki ma pierwszy raz na nogach. Cały trening nie trwał dużej niż pół godziny. Inne grupy spędzały na stoku w tym samym celu znacznie więcej czasu. Wieczór poświęcony był przygotowaniu do następnego dnia.
Atak szczytowy
Pobudka o 1.00, śniadanie i wyjście około 2.00. Pogoda nam sprzyjała, chmur było niewiele, a mróz nie większy niż 10 stopni. W wolnym tempie posuwaliśmy się pod górę znaną nam już trasą. Przeszliśmy w zupełnym mroku do wysokości 4500m. Kiedy zaczęło się rozwidniać założyliśmy raki, a przewodnik spiął nas liną. To już były prawdziwe wysokie góry. Bezkresny, biały, oślepiający śnieg, strome szczyty wystających skał i przybliżający się Kazbek. Im wyżej tym wiatr był bardziej porywisty i silniej nas wychładzał. Jednym z największych niebezpieczeństw w czasie podejścia są szczeliny lodowcowe. O wypadek tym łatwiej, że część z nich pokonuje się przed świtem. W czasie naszej wspinaczki widziałem ich kilka, niektóre były głębokie, ale żadnej nie nazwałbym szczególnie niebezpieczną. Miały do kilkudziesięciu centymetrów szerokości i groziły raczej kontuzją niż groźnym wypadkiem.
Za nim emocje sięgną zenitu 🙂 kilka praktycznych uwag;
- Dla mnie najlepiej nałożyć na kurtkę z prima loftem a na nią drugą oddychająca kurtkę- membranę
- Podobnie ze spodniami. Zewnętrzna para z materiału typu Gore-tex ochroni przed deszczem i podmuchami.
- Ostatni moment, żeby założyć spodnie zewnętrzne to ten przed spięciem się liną. Później wypięcie się i zdjęcie uprzęży nie będzie możliwe. Kurtka bez większych problemów może być złożona na uprząż choć wygodniej gdy uprząż jest na zewnątrz. My włożyliśmy uprząż, przed wyjściem i na nią założyli membranę w trakcie drogi.
- Obowiązkowe górskie okulary przeciwsłoneczne powinny być z filtrem UV400 i przylegać na skroniach. W słoneczny dzień ultrafiolet jest nie tylko dokuczliwy, ale szkodliwy dla oczu.
- Najlepiej mieć dwie pary rękawic. Cienkie wewnętrzne i grube zewnętrzne. Pozwoli to na zdjęcie rękawic zewnętrznych bez dużego wychładzalnia dłoni. Zmarzluchy muszą zaopatrzyć się w łapawice – grube rękawice z jednym palcem. Je rezerwową trzecią parę niosłem w plecaku. Utrata rękawic to koniec wycieczki!
- Nie możecie zapomnieć o dużej ilości picia. W wysokich górach trzeba pić 3 do 5 litrów na dobę. My zabraliśmy camel bagi i termosy. W pierwszej kolejności opróżniliśmy camel bagi, zanim całkiem się wychłodziły.
Już blisko!
Żeby wejść na szczyt, trzeba obejść go od strony wschodniej i północnej wchodząc na terytorium Rosji. Punktu granicznego nie znajdziecie 😉 Można jedynie dopatrzyć się szlaku prowadzącego z Rosji. Po przejściu wypłaszczenia nazywanego Plato 4400m została nam już tylko mozolna wspinaczka pod górę. Stoki zrobiły się bardziej strome, szliśmy zakosami, a zmęczenie dawało coraz bardziej w kość. Nawet bardzo wolne tępo i krótkie kroki nie zabezpieczały przed skrajnym wyczerpaniem. Dotarliśmy do przełęczy pod szczytem nazywanej Siodłem. Nikt się już nie uśmiechał, nie było żartów nawet tych ponurych, trzeba było pilnować, żeby wiatr nie porwał sprzętu. Przewodnik skrócił na linie odstępy między nami, wymieniliśmy kije na czekany i po krótkiej przerwie ruszyliśmy dalej. Do pokonania zostało jeszcze około godziny i kilkaset metrów, ale za to stromego śnieżnego kuluaru. Do samego szczytu szliśmy, podpierając się czekanami.
W pewnym momencie Kasia idąca przede mną zachwiała się. Odruchowo ją podparłem wolną ręką. Wszystko dobrze zakończyło się w kilkanaście sekund, ale i tak dostałem burę od przewodnika, że powinienem zacząć od wbicia czekana. Potrzebowałem dłuższej chwili, żeby przeanalizować sytuacje i wyobrazić sobie to, czego obawiał się przewodnik – dwojga turystów, którzy zsuwają się bezwładnie z bardzo stromego stoku.
Ja wysokość znosiłem dość dobrze. Z pozostałymi członkami grupy było różnie. Nudności, ból głowy i wycieńczenie malowało się na twarzy większości. Bardzo miło wspominam słowa przewodnika, że tutaj tak jest, żeby się nie martwić i iść dalej, że mamy dobry czas i dobrze nami idzie. Sam dla odmiany doświadczyłem czegoś innego. Po raz pierwszy w wysokich górach miałem jakiś niesamowity wyrzut endorfin potocznie nazywanych hormonami szczęścia. Nagle poczułem przypływ energii i entuzjazmu, które utrzymało się aż do zdobycia szczytu.
W końcu się udało.
Pomału, krok za krokiem wspięliśmy się na wierzchołek. Chmury i mgła skróciły widoczność do kilkunastu metrów. O pięknych widokach mogliśmy zapomnieć. Pamiątkowe zdjęcia, chwila wytchnienia, pilnowanie sprzętu, żeby nie porwał go wiatr w ogólnym zamieszaniu i po kilku minutach na dół. Przy zejściu odwróciła się kolejność w naszym wężu spiętych liną. Przewodnik szedł jako ostatni a ja jako pierwszy. Powoli, krok po kroku schodziliśmy na dół. Po drodze krótkie wymiany zdań z grupami idącymi jeszcze pod górę, żarty, słowa otuchy. Po dojściu do przełęczy znów chwila wytchnienia. Cały czas dominowało zmęczenie, ale pomału docierała do nas satysfakcja ze zdobycia szczytu.
Przewodnik znów wydłużył odcinki liny między nami. Schowaliśmy czekany, w ręce wróciły kije. Gdy schodziliśmy chmury i mgła zostały wokół szczytu. Znów można było zachwycać się widokami. Droga powrotna wydawała się bardziej uciążliwa. Emocje opadają, nic już nie pcha do przodu, a przed nami kilka godzin marszu. To w czasie zejścia najłatwiej o nieuwagę i wypadki.
Przy zejściu raki zdjęliśmy dużo niżej, niż założyli przy wejściu. Stabilizacja jaką zapewniają jest bardzo ważna, nawet przy słabo nachylonych stokach.
Kamieniołom?
Przed skałami na wysokości 4300m usłyszałem głuchy łoskot. Odgłosy były podobne do tych z kamieniołomu. Dopiero zbliżenie się do gołych zboczy, uzmysłowiło mi skąd pochodzą. Rozmarznięte skały kruszyły się, a z dużej wysokości odpadały całe bloki i rozpędzone leciały w dół w kierunku naszego szlaku. Obraz był niesamowity. Głazy, nie jednokrotnie o średnicy większej niż metr, toczyły się w naszym kierunku z potężnym łoskotem. Niestety nie udało mi się uwiecznić tego na filmie. Teraz zrozumiałem, dlaczego przewodnik nie chciał wchodzić tu z nami dzień wcześniej.
Dalsza droga do Meteo była coraz bardziej nużąca. Grupa podzieliła się na małe podgrupy i w różnym tempie zmierzała do widocznego z oddali schroniska.
Ile czasu potrzeba na zdobycie góry?
Wejście zajęło nam około 7 godzin, zejście w bardzo wolnym tempie ponad 5. Po dotarciu chyba wszyscy wylądowaliśmy w łózkach i na materacach. Przyszła pora na odespanie zarwanej nocy. Wieczorny posiłek to mała celebracja sukcesu, wymiana doświadczeń z przewodnikami i podsumowanie swoich sukcesów i porażek.
Piątego dnia zaszliśmy z Bethlemi Hut do Stepacmindy (Kazbegi) z długą przerwą w Alti Hut. Znów piękna pogoda, piękne widoki tylko nogi jakoś wolniej się przestawiały. Na parkingu przy cerkwi Cminda Sameba nasze bagaże już czekały. Oficjalne pożegnanie z przewodnikami, zapakowanie bagaży do busów i w drogę, a raczej górskie bezdroża do miasteczka.
W pensjonacie zabraliśmy pozostawione rzeczy przed wyjściem w góry, przepakowaliśmy się do dużego busa i wyruszyli do Tbilisi. Droga w dól po zatłoczonej trasie była dość męcząca, ale po 3 godzinach byliśmy już w hotelu.
Co zabrać na Kazbek?
- Buty wysokogórskie. Opisów, jakie buty na Kazbek w necie znajdziecie mnóstwo. Podawanie marki i modelu osobiście uważam za przesadę lub reklamę. Wiele biur podroży wymaga, aby buty były do raków półautomatycznych. Ma to swoje uzasadnienie – mamy pewność, że buty się do raków nadają. Co jeśli macie buty dobrze dostosowane do raków, ale nie półautomaty? Iść w nich! Raki koszykowe w zupełności wystarczą.
- Niskie treki. Do Alti Hut przy dobrej pogodzie idzie się wygodniej w lżejszym obuwiu.
- Skarpety kilka par na różne warunki. Wilgotne skarpety to przemarznięte nogi. Na atak szczytowy zmarzluchy obowiązkowo 2 pary 🙂
- Stuptuty, czyli osłona butów przed śniegiem
- Raki – muszą być dopasowane do butów. Przy zakupie warto zabrać buta do sklepu.
- Uprząż, dwa karabinki i czekan. Linę zwykle ma przewodnik
- Kije – przydatne nie tylko przy podchodzeniu, ale też przy przeskakiwaniu licznych strumieni
- Dwa plecaki . Jeśli wasz główny bagaż będzie wędrował na grzbiecie konia – duży plecak np.80l (alternatywa to duża torba) drugi mniejszy – ok. 40l będzie wam potrzebny na rzeczy osobiste
- Kask, kominiarka, czapka. W dniu ataku szliśmy w kaskach z kominiarkami od wyjścia z Meteo. Czapka lub bandana przydadzą się w inne dni
- Rękawiczki co najmniej dwie pary grube i cienkie do środka. Ciepłe łapawice mile widziane.
- Górskie okulary z filtrem UV400 i gogle. Śnieg na dużej wysokości odbija dużą ilość ultrafioletu nawet w pochmurny dzień. Trzeba przed nim chronić oczy. Założenie gogli przy silnym wietrze bardzo poprawia komfort.
- Ciepła bielizna i lżejsza bielizna termiczna. Nam na atak szczytowy najlepiej sprawdza się bielizna z merynosa.
- Ciepła kurtka z prima loft i druga kurtka membrana. System dwóch kurtek jest naszym zdaniem bardziej uniwersalny niż jedna super turbo-ciepła i oddychająca.
- Lżejsze spodnie i polar na dojście do Meteo
- Analogicznie do kurtek spodnie ciepłe i na zewnątrz spodnie z membrany. Tu lepiej polegać na własnych preferencjach. Założenie czy ściągniecie spodni zewnętrznych, kiedy ma się na sobie uprząż jest więcej niż kłopotliwe.
- Śpiwór, materac, namiot, termos, camel bag, kuchenka. Tu wyposażenie zależy od rodzaju wyprawy. Jeśli będziecie spać w schroniskach śpiwór do – 5 wystarczy. W namiocie – 30 może okazać się mało 🙂
- krem z filtrem i leki przeciw bólowe, przeciw wymiotne.
O schroniskach słów kilka.
Alti Hut hut to bardzo miłe miejsce, gdzie warto się wybrać nawet na treking bez zdobywania szczytu. Bethlemi Hut (Meteo) jest tak paskudne i odpychające, że tylko chęć zdobycia szczytu nas w nim utrzymała. Obydwa są drogie. Zarówno nocleg jak i posiłki w schronisku to znaczący wydatek. Dla przykładu śniadanie dla jednej osoby to wydatek około 100 zł. Na jakość posiłków nie mogliśmy się skarżyć, ani w jednym, ani w drugim. Wiele osób przypisuje tutejszemu jedzeniu objawy zatrucia. My znaliśmy te dolegliwości aż za dobrze z innych wypraw i wiedzieliśmy, że za nudności odpowiada choroba wysokościowa. Ciekawostką są ceny piwa i wina. Nie powstydziłby się ich żaden pięciogwiazdkowy hotel 🙂
W Alti Hut dostaniecie pościel. W Bethlemi Hut musicie mieć własny śpiwór i coś pod niego- karimatę lub materac. Jeśli w pokoju będzie was wystarczająco dużo i go ogrzejecie 🙂 to wystarczy śpiwór z komfortem do – 5st.
W Bathlemi Hut jest pomieszczenie do przygotowania posiłków. Jest to najcieplejsze miejsce w całym schronisku. Niestety w porze posiłków jest tłoczno i ciasno. Woda dostępna z rury przed schroniskiem jest oczywiście wodą z lodowca. Zawiera bardzo mało mikroelementów. Warto ja przegotować i wrzucić tabletkę z elektrolitami.
W Alti Hut konie zatrzymują się kilkadziesiąt metrów od schroniska przy polu namiotowym. Bagaże trzeba donieść. Przy Bethlemi Hut konie podjeżdżają pod drzwi.
Pola biwakowe przy schroniskach są bezpłatne i jest na nich dość dużo miejsca.
W schroniskach nie ma darmowego Wi-Fi
Dylematy
Kiedy jechać? Wyprawy są organizowane od maja do września. Najlepszy okres to lipiec i sierpień.
Organizować wyjazd samemu czy korzystać z biura? Organizowanie wszystkiego samemu jest dłuższe i nie konieczne tańsze. Na koniec i tak trzeba skorzystać z przewodnika, którego najłatwiej znaleźć w biurze turystycznym.
Kupować sprzęt czy wypożyczyć? Jeśli jest to wasz pierwszy wypad i nie wiadomo kiedy będzie następny lepiej wypożyczyć. Jeśli macie część sprzętu a do tego plany na inne góry lepiej kupić. Wypożyczenie nie tylko kosztuje ale jest uciążliwe.
Podsumowanie:
Gruzja to piękny kraj i doskonałe miejsce na treking. Pamiętajcie tylko o kupieniu karty SIM, bo rachunek po powrocie może być przykrą pamiątką.
Zdobycie Kazbeku jest możliwe dla przeciętnego turysty pod warunkiem dobrego przygotowania sprzętowego i kondycyjnego. Doświadczenie wysokogórskie nie jest potrzebne.
Samodzielne wejście na Kazbek zdecydowanie odradzamy. Na szlaku nie tylko nie ma oznakowań, ale też kryją się zagrożenia jak szczeliny czy spadające kamienie.
Jednym ze sposobów na organizację wyprawy może być zakup biletów lotniczych w wybranym przez siebie terminie i ustalanie szczegółów już w Stepantsminda (Kazbegi). Dwie osoby to już wystarczająco dużo, żeby małe biuro turystyczne się wami zajęło.
Wybierzcie opcje wejścia z noclegiem w schroniskach jeśli nie spaliście w namiocie w górach – to zwiększy wasze szanse na wejście na szczyt.
W wysokich górach trzeba zawsze dużo pić – zadbajcie o to.
Na więcej zdjęć zapraszamy do galerii
Dla czego piszesz że Kazbek ma 5.054m a inni podają 5047m. ? Czy w ogóle było ciężko wejść. Chciała bym się tam kiedyś wybrać ale trochę się boje.
Jak łatwo się domyśleć nie mierzyliśmy Kazbeku 🙂 Wysokość przytoczyliśmy za Wikipedią.
Zdobycie szczytu jest trudne dla przeciętnego Kowalskiego ale możliwe. Trzeba z dużym wyprzedzeniem zadbać o kondycje, wyposażenie i wykazać się determinacją. Wysiłek na dużej wysokości to coś zupełnie innego niż na siłowni. Choroba wysokościowa odbiera ochotę na walkę. Trzeba pamiętać też, że każda wysoka góra ma swoje kaprysy i pogoda może uniemożliwić wejście nawet najlepiej przygotowanemu zespołowi. Powodzenia 🙂